Ślub w stylu boho

Poniżej znajdziesz zdjęcia z sesji stylizowanej, która odbyła się w Bieszczadach.
Jeśli podobają Ci się nasze dekoracje i chcesz je wypożyczyć na swoje przyjęcie – sprawdź ofertę naszej wypożyczalni dekoracji ślubnych.

Fot. Krzysztof Wojtoń Fotografia
Fot. Blakkat photo&more

Z roku na rok zauważamy coraz większy rozwój w branży ślubnej. Mam na myśli przyszłe pary młode, które stają się bardziej odważne i otwarte w kwestii aranżacji swojego ślubu i wesela. Nie ma już kilku stylów, w jakich urządza się przyjęcia – wręcz przeciwnie.

Ludzie dzisiaj zaczynają zauważać tą dowolność i dlatego na naszych oczach tworzą się całkiem nowe style. Dzięki łączeniu, przeplataniu, a czasami nawet rezygnowaniu z niektórych rzeczy pojęcie „wymarzone wesele” nabiera całkiem nowego znaczenia.

Zacznijmy od początku. A skoro od początku to nie od ślubu, a od… narzeczeństwa. Kto powiedział, że girlandy nadają się tylko na imprezy?

No właśnie! Przyznajmy, że czas narzeczeństwa – podobnie jak dzień ślubu i wesela – jest jedyny i niepowtarzalny. Czegoś takiego po raz drugi w taki sam sposób nie przeżyjesz. Dlaczego więc nie zaszaleć i nie zrobić sesji narzeczeńskiej w nocy w lesie?

Tak się składa, że możemy Ci w tym pomóc.
Kilka dekoracji, nasza girlanda i sceneria do sesji jak z bajki gotowa. Tylko trzeba poczekać na noc. Bo w nocy wszystko wygląda inaczej.

Kilkukrotnie już powtarzaliśmy, że ciemność i noc w naszym przypadku jest najważniejsza. Jest najbardziej wyczekiwana. I za każdym razem, jak to mówimy udowadniamy dlaczego.

Wspominaliśmy, że sesja odbyła się przy domku letniskowym. Nie byle jakim – malutkim, ale z pięknym wnętrzem, gdzie zaplanowany był każdy centymetr. Z zewnątrz wyglądał jak wyjęty z Pinteresta – idealny, fotogeniczny, niespotykany.

Po raz kolejny przekonaliśmy się, że nie trzeba szukać daleko – piękne rzeczy są tuż tuż.
Śluby plenerowe mają w sobie coś, co przyciąga każdego – w szczególności komary 😉 – a my do takich realizacji z chęcią się przyklejamy i działamy, by nadać im jeszcze więcej magii.

Zwykle pracujemy za dnia, jako jedni z pierwszych. Subtelnych dekoracji jeszcze jest niewiele – to dlatego, że nasza profesja łączy się ze “skakaniem po drabinach”, a niestety nie idzie to w parze z dekoracją stołów. Dlatego, kiedy skończymy, cierpliwie czekamy na spójny efekt.

Girlandy zewnętrzne z reguły pasują do takich klimatów. Ale nasza girlanda, która ma żarówki ze złotego szkła stwarza taką aurę, jak żadna inna. Zależało nam na wykreowaniu lekkiej i naturalnej scenerii.

Nie potrzeba wiele – tak naprawdę wystarczy otwarta głowa, która umiejętnie połączy ze sobą kilka dekoracji. A jeszcze lepiej, kiedy natura sama nam je podsuwa.

Weźmy na przykład te wysokie suche trawy. Szalona i pomysłowa Gocha, która była sprawczynią tego projektu, wraz z mężem wybrała się na jej polowanie kilka dni wcześniej.

Stawiając na brąz nie można przesadzić z pozostałymi kolorami. Dobrze, aby były utrzymane w tych samych tonach. Dlatego też, gdy już wszystko było gotowe spojrzeliśmy na wspólne dzieło i wiedzieliśmy, że mamy przed sobą “perfect match”.

Po skończonej pracy czekamy na zmrok. Nie ważne, który to już raz dekorujemy i tworzymy scenerię. Za każdym razem wyczekujemy tego momentu tak samo mocno. I zawsze jest warto!
Efekt końcowy – oszałamiający. Altana w całości wykonana z drewna fantastycznie wyglądała skąpana w złotym blasku naszej girlandy. Ciepłe światło sprawiało, że każdy kolor nabierał głębi.

Zwróć uwagę, że girlandę wykorzystaliśmy zarówno na górze, podwieszoną u sufitu, jak również… na podłodze.

Te dwa majowe dni były niebiańskie. Zamówiona pogoda nie zawiodła i dopisała. Ekipa była tak zgrana, że od razu każdy wczuł się w klimat. Był czas na pracę, ale znalazła się też chwila na relaks przy ognisku.

Nikt nikogo nie ścigał. Każdy znał swoje miejsce. I o to właśnie w życiu chodzi – żeby pracować z ludźmi, z którymi rozumiesz się bez słów.

A zaczęło się od jednego telefonu, przez który 1/2 girlandowej ekipy wsiadła w Marcela zmierzającego w kierunku Krosna…